Nagle zaczął mówić o śmierci brata. Tak po prostu. Po trzech minutach rozmowy o rekrutacjach, LinkedInie i planach na czwarty kwartał.
Nie było żadnego „muszę o tym powiedzieć”, nie było żadnego patosu. Tylko jedno zdanie, które przecięło powietrze i nagle wszystko się zmieniło.
Inny oddech. Inna atmosfera. Inna rozmowa.
Nie planowaliśmy tego, nie było tego w scenariuszu. Ale to właśnie wtedy zaczęła się prawdziwa historia.
I wtedy pomyślałem: to jest TEN moment. To zostaje. A reszta?
Można wyciąć.
Ok. Zacznijmy od konkretu.
Masz 30 minut na odcinek, masz gościa, który mówi mądrze. masz mikrofon, który zbiera wokal jak złoto.
I masz słuchacza, który odpala, słucha półtorej minuty i… wraca do scrollowania brainrotów.
Nie dlatego, że temat jest zły, lub barwa głosu męczy ucho, albo jakość przypomina rok 2018. Tu wszystko jest ok. Słuchacz wyłącza dlatego, że…
nie opowiadasz historii.
Narracja ≠ rozmowa
Rozmowa to format „domyślny”. Włączasz record i lecisz czymś w stylu:
„No to zacznijmy od początku…”.
Czyli:
„byle dociągnąć temat do końca odcinka”.
Narracja to zupełnie inny zwierz – z napięciem, cięciem, pauzą, prowadzeniem.
Narracja prowadzi słuchacza za rękę, ale jednocześnie nie wszystko mówi wprost. Zostawia przestrzeń, gdzie słuchacz ma szansę sam coś dorysować do tego obrazka.
Zamiast prowadzącego z pytaniami – masz autora historii. Przewodnika. I jednocześnie kogoś kto wie co zostawić, a co wyciąć.
Chcesz przykładu? Proszę.
Rozmowa:
„Mówiła pani, że było trudno. Co dokładnie się wydarzyło?”
Narracja:
„Anna nie wiedziała jeszcze, że telefon o 7:13 to będzie moment, od którego zacznie się rozpad. Ale coś popchnęło ją do tego, żeby nagrać tę rozmowę. Posłuchajcie dlaczego.”
Nie znasz Anny, ale już słuchasz z pełną uwagą. Bo ktoś pomyślał o odpowiednim wejściu.
Audio to nie Excel. Nie odhaczysz tu KPI po trzecim pytaniu.
Podcast narracyjny to nie pogadanka do feedu. Nie wrzucasz tam checklisty dla SEO. Tu chodzi o coś więcej.
O cięcia tam, gdzie robi się zbyt gęsto. O cliffhanger. O to, że ktoś wraca.
Nie z obowiązku, tylko z ciekawości – bo musi wiedzieć co dalej.
Jak ja to robię?
Dynamika + pointa + zero zbędnych minut.
Nie robię audio, które ma lecieć w tle, gdy odkurzasz. Robię takie, które ma zostać w głowie. Takie, którym chcesz się podzielić z innymi.
Bywa tak, że nagrywam 4h rozmowę, a zostaje 45 minut. I to w kilku częściach. Bo tylko tyle niesie historię.
Reszta to filler, dygresje, ozdobniki, coś co nie jest TYM czymś.
I to jest clue:
Narracyjny podcast to nie zapis spotkania z Teamsa (no ok, tak też da się to zrobić).
To właściwa konstrukcja. Trudne decyzje. Przemyślany kierunek.
To tak, jak w filmie: reżyser nie pokazuje całego życia postaci tylko wybiera najlepsze kadry.
Brzmi poważnie?
Bo robi się to na poważnie. Nawet jeśli efekt brzmi lekko i z humorem.
Więc jak brzmi historia, której ktoś chce dosłuchać do końca?
Jak coś, co nie pozwala Ci kliknąć „pauzy”. Jak coś, co wraca po dwóch dniach, kiedy czekasz na tramwaj. Jak coś, co ktoś wrzuca na firmowego Slacka z dopiskiem: „Ej, posłuchajcie tego!”
Masz historię? Opowiedz ją dobrze.
Nie gadaj byle gadać.
Zrób narrację.
Chcesz opowiedzieć coś inaczej? Lepiej? Tak, żeby to zostało?
Pogadajmy w DM.